środa, 25 czerwca 2014

Bhutan 2014 - Podróż "z" - Kontrasty

04 maja 2014 - niedziela
05 maja 2014 - poniedziałek

Przed szóstą rano zbieramy się na porannej kawie. O tej porze niczyj żołądek nie funkcjonuje normalnie, więc śniadanie zabieramy "na wynos". Pakujemy graty do trzech samochodzików i ruszamy. O mało co nie zostawiamy Moniki, bo każdy myśli, że pojechała w innym aucie, ale w końcu orientujemy się, że trzeba zaczekać.

Kilka kilometrów od hotelu, w którym nocowaliśmy stajemy na granicy. Z trzech busików pakujemy się do trzech innych aut, które zawiozą nas do Guwahati. W międzyczasie chyba Dorji ogarnia jakieś ostatnie formalności związane z naszym wyjazdem z Bhutanu.

wtorek, 24 czerwca 2014

Expert dla początkujących - prolog

Widocznie musiałam błysnąć. Na tyle, że Rafał uznał, że jestem gotowa. Że dam radę. Że będą ze mnie ludzie. Jesienią 2013 roku dostałam zaproszenie na kurs "Expert" w Alpach. Bardzo mnie to ucieszyło, bo w tym kursie nie uczestniczyła jeszcze żadna kobieta. Ale jednocześnie nieco przestraszyło. Czy na pewno to już czas, żeby szkoleniowo zmierzyć się z alpejskimi przełęczami? Bo jednak zupełnie czym innym jest ot tak, pojechać sobie w te okolice turystycznie, rozkoszować się jazdą i widokami, a czym innym jest pojechać tam, żeby maglować kilka czy kilkanaście razy jedną przełęcz, a potem następną, nagrywać swoje wyczyny i wieczorami analizować błędy, aby poprawiać je następnego dnia... Czerwcowy tygodniowy wyjazd to zapewne zweryfikuje...

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Bhutan 2014 - Dzień 10 - Ostatki z niespodzianką

03 maja 2014 - sobota

Przed nami ostatni dzień jazdy i około dwustu kilometrów do zrobienia. Może dam radę. Nie czuję się zbyt dobrze. Oczy mam tak spuchnięte, ze wstyd iść na śniadanie i pokazać się ludziom. Chowam dumę w kieszeń. Trudno. Tak czasem bywa. Na wszelki wypadek nie podnoszę wzroku znad talerza, żeby nie straszyć tymi dwoma czerwonymi szparkami na twarzy...
Humor poprawia mi się nieco, gdy udaje mi się przekonać panią z recepcji, żeby sprzedała mi książkę "Path to Dharma", która i tu jest w każdym pokoju, a na dodatek kilka egzemplarzy leży sobie w lobby. Nawet nie negocjuję ceny. Wiem, kto ją dostanie w prezencie.
Powoli pakujemy się na motocykle, uzupełniam wodę w camelbaku. Czas ruszać. Ale, ale. Stop. Okazuje się, że moto Wujka wyrzygał olej i w dodatku zgubił sprzęgło. Gogo zaczyna więc dzień od naprawy. Każdy z nas odpala motocykl, żeby sprawdzić czy nic nie cieknie. Jest OK.

niedziela, 22 czerwca 2014

Bhutan 2014 - Dzień 9 - Niebo się popłakało

02 maja 2014 - piątek

Okna hotelu są nieco przyciemnione i ciężko ocenić, czy jest pochmurno, czy nie. Uff, jest "w miarę". I sucho. To dobrze - zjazd spod hotelu nie będzie taki straszny. W sumie daję radę bezproblemowo, choć jadę w "asyście" w razie W.
Pierwszy przystanek mamy nieopodal, bo na stacji benzynowej. Ola niesie pomoc lokalnemu pieskowi z wielkim kleszczem na oku. Zjeżdżamy na chek-post, który mijaliśmy wczoraj, a za nim skręcamy w dolinę Trashiyangtse. Dolanie benzyny znowu powoduje inhalację oparami. Nie wiem co jest nie halo z tym korkiem wlewu paliwa.

wtorek, 10 czerwca 2014

Bhutan 2014 - Dzień 8 - Dwa szlify twardziela

01 maja 2014 - czwartek

Dziś podobno nigdzie nam się nie spieszy. Rano więc jest czas na wyspanie się, zjedzenie dobrego śniadania i zwiedzanie miasteczka. Oczywiście korzystam z tej okazji, aby podpatrzeć jak płynie życie w niewielkiej miejscowości na końcu świata. A jak płynie? Spokojnie. Lokalesi handlują w sklepach "ze wszystkim", robią porządki - np. zamiatają wodę na jezdni, palą gałęzie. Ot tak snują się powoli i bez ciśnienia. Ja też się snuję - po miasteczku i po niedużym dzongu.

niedziela, 8 czerwca 2014

Bhutan 2014 - Dzień 7 - Ośnieżone Himalaje i tropikalna dżungla

30 kwietnia 2014 - środa

Dziś przed nami długa droga. Prawie 200 km. W dodatku podobno niebezpieczna - bardzo wąska i kręta. Taka lokalna "droga śmierci". Gogo i Dorji (a nawet motocykliści z Bhutan Dragons!) od kilku dni nam o tym mówią, że mamy jechać wolno i nie szaleć, zwłaszcza jakby pogoda była kiepska. Mamy używać klaksonów przed zakrętami i naprawdę bardzo uważać.

Po pożywnym śniadaniu wsiadamy na motki i jedziemy zatankować. Po wyjechaniu 2 km za miasteczko zatrzymujemy się - trzy motocykle maja jakiś paliwowy problem: u Jacka nie trzyma korek i paliwo się wylewa, u Oli też cieknie, a u mnie "wyskakuje" (zgubiłam wężyk) i nie tylko chlapie mi na moto i ciuchy, ale też zawraca mi w głowie gdy je wdycham. Gogo dość sprawnie ogarnia temat (ja dostaję wężyk) i jedziemy dalej.

środa, 4 czerwca 2014

Bhutan 2014 - Dzień 6 - Offpoczynek

29 kwietnia 2014 - wtorek

Plan na dziś - pokręcić się po okolicy. Zaczynamy od śniadania, w całości zrobionego z produktów własnego wyrobu. Dwa rodzaje chleba, marmolady, masło, płatki, sery... Bardzo przypomina mi to śniadania na snowboardowym evencie extremecarvingowym w Zinal w Szwajcarii... Przypadek?

Pogoda jest piękna  przejrzyste powietrze i błękitne niebo pozwalają po raz pierwszy dostrzec ośniezone szczyty gór gdzieś na horyzoncie, gdy zmierzamy do pierwszego odwiedzanego dzisiaj miejsca - Dozngu Jakar. W porównaniu z dotychczas zwiedzanymi obiektami tego typu, ten jest dość skromny, za to mamy tam zapewnioną atrakcję wchodzenia i schodzenia po baaardzo stromych schodo-drabinach. Od razu widać różnice w europejskim i lokalnym sposobie wspinania się i schodzenia. Dorji wszystkich zachwyca zwinnością, z jaką śmiga po wąskich szczebelkach. My jednak wolimy powolne, pewne ruchy.